17 grudnia 2011

Krewetki w miseczkach z awokado

0 komentarzy

* 10-15 dkg krewetek
* 2 łyżki soku z cytryny
* 2 spore awokado
* pół kubka śmietany 18%
* 2 łyżki ketchupu
* sól/pieprz
* masło i czosnek do obsmażenia krewetek

Krewetki krótko obgotować (ok. 3 min.), po czym usmażyć na maśle z czosnkiem, aż staną się rumiane. Śmietanę i ketchup wymieszać, doprawić pieprzem i solą.
Awokado ostrożnie przeciąć na pół i wyjąć pestkę. Wnętrze i brzegi posmarować sokiem z cytryny. Wystudzone krewetki wymieszać z sosem śmietanowym i nakładać do miseczek z awokado.
Podobno najlepsze po nocy spędzonej w lodówce (opinia Żaby - ja nie jadam krewetek).

16 grudnia 2011

Dip z bobu po mauretańsku

1 komentarzy

Miałam ochotę zrobić do mauretańskiego dipu indyjskie chlebki naan (w Bangalore mówią na niego rodi), ale jakoś nie wyszło. Może następnym razem. Ale dip smakuje też doskonale z chrupiącymi bułeczkami.

* 0,5 kg bobu
* 5 łyżek oliwy
* 4 ząbki czosnku
* 1 drobno posiekana cebula
* sok z połowy cytryny
* 2-3 łyżki śmietany
* sól, pieprz

Bób należy ugotować na bardzo miękko i obrać ze skórek. Do malaksera wrzucić pozostałe składniki i dodać bób. Miksować do uzyskania niezbyt gładkiej konsystencji (ja osobiście lubię małe kawałeczki cebuli chrupiące między zębami). Po zmiksowaniu spróbować, ewentualnie dodać soku z cytryny lub soli/pieprzu, gdyby dip był zbyt mdły.
Najlepszy po nocnym przegryzaniu się w lodówce.

7 grudnia 2011

Kruche ciasteczka miętowe

0 komentarzy
Składniki:
* 50 g ciemnej czekolady
* 2 łyżki syropu miętowego
* 125 g masła
* 50 g cukru pudru
* 1 jajko
* 250 g mąki
* 1 łyżeczka proszku do pieczenia
* 2 łyżki kakao

Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej i wystudzić. Razem z pozostałymi składnikami zagnieść na gładkie ciasto. Uformować wałek, włożyć do lodówki na ok. 2 godziny. Po schłodzeniu pokroić na plasterki i upiec w temp. 180 stopni przez ok. 12 min.

Lukier:
* 2-3 łyżki syropu miętowego
* cukier puder

Wymieszać cukier puder z syropem i zrobić na ciasteczkach szlaczki i inne wzorki. Odstawić do zastygnięcia.

Zdjęcie tytułowe autorstwa i na talerzyku mysElf.

4 grudnia 2011

Sałatka Canarinhos

0 komentarzy
Z okazji przegranego co prawda 2:3 meczu Polaków z Brazylijczykami, ale za to wygranego II miejsca i awansu do Londynu 2012 postanowiliśmy zrobić sałatkę zielono-żółtą. Innym powodem był oczywiście mały głód.

Potrzeba zatem:
* puszki kukurydzy
* słoiczka ogórków w musztardzie (lub occie)
* 25 dag pieczarek
* 1 brokuł
* pół kostki sera żółtego
* 3-4 łyżki kwaśnej śmietany
* 1 czubata łyżka majonezu
* pieprz, sól

Wpierw należy ugotować wodę na brokuł, po czym zblanszować go. Pieczarki pokroić w grubą kostkę i podsmażyć odrobinę, tyle tylko aby straciły surowy smak. Ser zetrzeć na grubym oczku tarki, ogórki pokroić, brokuł (gdy wystygnie) podzielić na drobne różyczki.



Wszystko wrzucić w dużą michę, doprawić do smaku, wymieszać dokładnie i włożyć do lodówki, żeby ogórek i przyprawy miały szansę się przegryźć z sałatką. Najlepsze na drugi dzień rano (choć wieczorem po przygotowaniu też niezgorsze).

13 listopada 2011

Łazankowy szał

2 komentarzy
Łazankowy szał, każdy z nas ich garniec miał! Nawet, kiedy próbujemy zrobić mniej, zawsze (!) wychodzi jakaś absurdalna ilość. Ale niech będzie, poniżej przepis na cztery (pięć, sześć?) naprawdę porządne porcje:

* główka kapusty (mała lub połowa dużej)
* pół kg pieczarek
* 2 średnie cebule
* ok. 20-30 dkg makaronu łazankowego
* kminek (wedle gustu) lub adżwan
* sól, pieprz

Kapustę, pieczarki i cebule kroimy w kostkę. W dużym garnku podgrzewamy olej i podsmażamy na nim cebulę i pieczarki (aż cebulka się zeszkli, a pieczarki puszczą sok). Dorzucamy porcjami kapustę i mieszamy dokładnie z pozostałymi składnikami. Dolewamy ok 1/3 szklanki wody, żeby kapusta miała się w czym dusić. Przykrywamy pokrywką i zostawiamy w spokoju na parę minut. Co jakiś czas mieszamy, aby nasze grzybo-warzywka nie przywarły do garnka.



W trakcie duszenia dorzucamy kminek lub adżwan (tego drugiego mniej, gdyż ma zdecydowanie mocniejszy aromat) dla lepszego trawienia kapusty. Gotujemy też makaron i studzimy. Łazankowa podstawa powinna być gotowa po ok. pół godzinie (w zależności od kapusty), acz jej gotowość należy sprawdzić wpierw organoleptycznie.
Na koniec doprawiamy jeszcze pieprzem, solą i mieszamy z makaronem.
Hawk!

8 listopada 2011

Oliwa paprykowa

0 komentarzy
Ten przepis nie jest zainspirowany pobytem po drugiej stronie świata, gdyż oliwa zaczęła powstawać tuż przez moim wyjazdem, a skończyła tuż po (ok. 4-5 tygodni). Niemniej pewne indyjskie wątki się w niej przewijają.

Będą potrzebne: oliwa i świeże papryczki chili (w proporcjach 1:3, np. jedna szklanka papryczek + 3 szklanki oliwy).

Czerwone, dojrzałe papryczki kroimy w drobną kostkę razem z gniazdami nasiennymi, rozdrabniamy jeszcze blenderem. Przekładamy do słoika, zalewamy oliwą, szczelnie zakręcamy i potrząsamy słojem. Potem trafia on do lodówki, a procedurę potrząsania należy powtarzać raz dziennie przez 3-5 tygodni (im dłużej, tym oliwa będzie bardziej intensywna).



Po tym czasie cedzimy ostrożnie oliwę przez gazę. Po jednym dniu wytrąci się jeszcze trochę papryczkowego osadu, ale będzie on dość gęsty, więc łatwo zlać oliwę do drugiego słoika/butelki. Voila!

29 października 2011

Smaki Indii

3 komentarzy
Wyjazd do Indii od strony kulinarnej stanowił dla mnie popularną ostatnio skąidnąd walkę serca z rozumem. Przed podróżą podczas kilku wizyt u lekarza specjalisty od chorób tropikalnych byłam karmiona listą zakazów i nakazów, których nieświadomy niebezpieczeństw Europejczyk powinien przestrzegać. Dostałam też dość długą listę leków, które "koniecznie-muszę-zabrać". Osoby, które były tam przede mną, także opowiadały mi przeróżne historie, które można streścić w jednym z zasłyszanych zdań: "Bo w ubikacji to czasem nie wiesz, czy klęczeć, czy siedzieć."
Z drugiej strony moja ciekawska dusza i głodny nowych wrażeń żołądek krzyczały: "Zjedz to, zjedz to!" na widok różności na ulicy.

Postanowiłam podejść do sprawy z umiarem i ostrożnością, stwierdzając, że przecież mam trzy tygodnie na testowanie. Ale wtedy nadszedł dzień trzeci naszego pobytu, kiedy do pokoju weszła Sarojini:
- Macie ochotę na snaki?
Popatrzyłyśmy po sobie.
- Chyba mamy? Ale może pójdziemy z tobą? Zobaczymy, gdzie to jest? - byłyśmy przekonane, że zaprowadzi nas do automatu z batonikami. Czekała nas natomiast podróż w zakamarki hinduskiej ulicy, gdzie rozkrzyczany pan na rozpadającym się wózeczku ustawionym tuż nad ściekiem smażył ziemniaczki. Miny nam zrzedły, ale cóż... raz kozie miau, środki na żołądek i inne problemy też miałyśmy ze sobą.
- Na wynos?
- Hmm... no tak. Na wynos - kolejny błąd. Nasze snaki zostały owiniętę w starą gazetę. Bo przecież na wynos.
W jadalni spożyłyśmy ziemniaczki, które okazały się całkiem dobre. Oto one - Aloo Bajji:



Po powrocie do hotelu przepłukałyśmy żołądki setką Finlandii porzeczkowej i postanowiłyśmy odczekać dwa dni.
Dwa dni minęły, a my żyjemy. Ameby także na razie nie stwierdzono. Dlatego też nieco śmielej zabrałyśmy się za indyjskie specjały:
1. Codziennie obowiązkowa porcja witamin na śniadanie
2. Fritatta z warzywami, ziemniaczki i gotowana fasola (to oczywistość w Bangalore, którego nazwa znaczy "Miasto gotowanej fasoli")










3. Rasgulla - kulka serowa, w produkcji nieco przypomina nasz ser twarogowy; gotowana jest w cukrze i w trakcie jedzenia polewana cukrowym syropem. Potwornie słodka:










4. Uthappam - cienki placuszek z ryżu i urad dal (inaczej vigna mungo) czyli rodzaju czarnej fasoli; do tego duuużo pietruszki, cebuli i papryki. Podaje się go z sosami i chutneyem.
5. Mnóstwo ziemniaków pod przeóżnymi formami - z tego też na pewno zapamiętam Indie. Praktycznie nie ma dnia bez ziemniaczanego dania, a ja nawet nie jestem w stanie spamiętać wszystkich nazw.
Na zdjęciu: kuleczki ziemniaczano-cebulowe (smażone), fasola i gotowane ziemniaczki z ziołami.










6. Masala dosa - cieniutkie ciasto z soczewicy i sfermentowanego ryżu przypominające nieco nasz naleśnik; wypełnione było nadzieniem ziemniaczanym i podawane z chutneyem (kokosowym i paprykowym z gorczycą); poziom ostrości zależał od kucharza
7. Owoce z budki: ananasy, mango z solą, przeróżne odmiany melonów; wszystko świeżutkie i pyszne (no, może poza mango z solą)










Zostałyśmy też zaproszone na obiad do Sarojini, gdzie uczyłyśmy się jeść przy użyciu tylko jednej ręki (oczywiście prawej) i rodi (placuszka z mąki pszennej - pyszności). Stwierdzam, że to łatwiejsze niż konsumowanie sushi. Wszystkie się najadłyśmy i nie upaćkałyśmy curry, więc nauka nie poszła w las (teraz koniecznie muszę się wybrać do indyjskiej restauracji w Krakowie i sprawdzić, czy pamiętam, jak to się robi).









Kilka uwag ogólnych, a może i rad momentami:
* wybierając się na indyjski obiad, zawsze warto zamówić odpowiednio wcześniej lassi (jogurt pity pod przeróżnymi postaciami; najbliższy nam smakowo jest "sweet lassi", czyli jogurt z owocami; nieco dalej - miętowy lassi z solą), który doskonale neutralizuje ostre smaki
* nawet potrawy nieoznaczone "papryczką" w menu potrafią być zabójcze dla niewyrobionego europejskiego podniebienia (inna sprawa, że moje jest wyjątkowo niewyrobione, jeśli idzie o chili)
* w hotelach podają wersje "europejskie" różnych dań; ich "europejskość" w pojęciu Hindusów polega na tym, że są niedogotowane i nieprzyprawione w ogóle (sic!) - wypróbowałyśmy je kilka razy, więc nie była to kwestia przypadku
* warto unikać kontaktu ust z wodą bieżącą, zatem wszelkie płyny należy spożywać w postaci butelkowanej (dodatkowo fabrycznie zakręconej), podobnie z płukaniem ust po myciu zębów
* po spożyciu niepewnych produktów indyjskiej ulicy nie zaszkodzi na pewno kieliszeczek dobrej, polskiej wódeczki
* należy przygotować się, że wszelkie soki są potwornie słodkie (jak nasze syropy) - ja swój sok z mango rozpuszczałam w proporcjach 1:3 z wodą
* Hindusi wszystko doprawiają: regularne obiady to gwarancja chili, kandyzowane owoce obtoczone są w słonych przyprawach, słodkie przegryzki są naprawdę słodkie, a soki ociekają cukrem; nie ma miejsca na łagodne smaki i półśrodki
* należy zapomnieć o mięsie; nawet jeżeli coś zawiera w składzie kurczaka, to będą go śladowe ilości; moje trzy tygodnie upłynęły pod znakiem soczewicy, ziemniaków, fasoli i grochu, a także przeróżnych przetworów mączno-ryżowych
* nawet jeśli jest się przeciwnikiem bawarki (tak jak ja... brrrr...), warto dać się skusić na indyjską herbatę z mlekiem; mleko bowiem w tym przypadku nie powoduje, że napój jest mdły, ale lekko przełamuje gorycz wyjątkowo mocnego i słodkiego naparu herbacianaego

Na zakończenie tej opowieści obrazkowej chciałam tylko dodać to, co powtarzam zawsze. Tak, jak nie roszczę sobie prawa do stwierdzania, że poznałam Indie, tak nie powiem nigdy, że poznałam indyjską kuchnię. Tak naprawdę próbowałam tylko tego, co oferuje w swoim menu Karnataka, a mówić, że zna się kuchnię indyjską, znając Karnatakę, to jak rozwodzić się o kuchni polskiej po trzech tygodniach na Podhalu.
Przywiozłam ze sobą wspomnienia smaków i zapachów, przywiozłam torebki przypraw i herbat. Nie przywiozłam chorób tropikalnych i żyjątek. A Indie? Mimo wszystko polecam spróbować choć raz.

16 października 2011

Po sobocie często suszi

0 komentarzy
Ostatnimi czasy, z powodów emigracji zarobkowej małżonki, nie chce mi się kombinować tylko dla siebie. Z tego powodu zamieszczę przepis sprzed półrocza. Mowa jest o sushi, które ostatnio zyskało wielu zwolenniko-miłośników. Jest mnóstwo książek i przepisów krążących po świecie, więc nie będę wypisywał wszystkiego, dam tylko kilka uwag przejętych od mojego Brata Bliźniaka. 

Po pierwsze - nie należy się bać robić sushi w domu, to nie jest wcale trudne! Może nie osiągniemy wprawy takiej, by serwować je Japończykom, ale własne podniebienie i naszych gości i tak oszeleje ze szczęścia. 

Po drugie - sushi jest dość kosztowną ucztą, a takie przygotowane w domowym zaciszu drastycznie zbija cenę. 

Po trzecie - jest tyle zabawy z przygotowywaniem sushi, że można spokojnie zaprosić gości do współuczestnictwa. Ze spotkania robi się fajny event.

Składniki da się kupić praktycznie w każdym więszkym sklepie, nawet w moim osiedlaku. Nie powinniście mieć z tym problemu.
Kluczową sprawą jest ryż, który przygotowuje się dość prosto. Zasada to szklanka wody na szklankę ryżu. Więcej szczegółów znajdziecie tutaj.
Metody zwijania i pożyteczne uwagi są wypisane w tym serwisie - Sushi-online.pl

Myśmy z Żonką i Bratem odkryli, że idealne kappa-maki (z ogórka) można przygotować z ogórków w zalewie musztardowej, przepisu mojej mamy:


Wspaniałe ogórce w zalewie musztardowej

Małe ogórki trzeba obrać ze skórki i pokroić na ćwiartki, do słoika włożyć gorczycę, ziele angielskie, ogórki. Następnie utopić w zalewie i zapasteryzować.


Zalewa: 1 l wody, 1 szklanka cukru, 1 szklanka octu, 3 płaskie łyżki soli, 5 łyżek musztardy (stołowej).

29 września 2011

Puszek kawowo-śmietankowy

0 komentarzy

Ciemny biszkopt 20 cm (składników starczy na dwa spody do ciasta, więc można użyć proporcjonalnie mniejszej ilości składników):
3 jajka
1 łyżka octu
1 łyżeczka sody oczyszczonej
odrobina proszku do pieczenia (na czubku łyżeczki)
3/4 szklanki cukru
1 i 1/5 szklanki mąki
3 łyżki oleju
kakao

Białka oddzielić od żółtek, ubić na sztywno, dodać cukier – ubić. Żółtka wymieszać z sodą rozpuszczoną w occie, dodać do białek. Wlać olej, wsypać mąkę, kakako i proszek. Ubić na gładką masę. Upiec w tortownicy o średnicy co najmniej 20 cm (ok. 30 min w 180 stopniach). Po wystudzeniu naponczować naparem kawowym.


Mus czekoladowy:
śmietanka kremówka 36 % - o,5 l
1 łyżeczka kawy rozpuszczalnej zaparzonej w kilku łyżkach wrzątku
cukier waniliowy
3 łyżeczki żelatyny rozpuszczonej w gorącej wodzie

Śmietankę ubić na sztywno, połowę wymieszać dokładnie z kawą i 1/2 żelatyny. Pozostałą śmietankę wymieszać z resztą żelatyny i cukrem waniliowym. Wylać mus śmietankowy na biszkopt, wstawić do lodówki do zastygnięcia. Następnie wylać mus kawowy i również odstawić do zastygnięcia. Można polać ciasto białą czekoladą.

27 września 2011

Zupa cebulowa

0 komentarzy
Dla miłośników cebuli w dużej ilości proponuję banalną w przygotowaniu zupkę cebulową:
* ok. 1,5 l rosołu (w razie biedy lodówkowo-zamrażarkowej może być z kostki, ale wówczas niezbyt intensywny)
* 2 cebule
* przyprawy (ja dodaję pieprz kolorowy i oregano)
* masło do zasmażenia cebuli (3 łyżki)
* grzanki lub chlebek
* ew. śmietana z mąką do zagęszczenia

Cebulę pokroić w kostkę i zeszklić na maśle. Wlać do cebuli ok. 0,5 szklanki rosołu i zagotować. Całość potraktować blenderem, aż cebula zostanie dokładnie zmiksowana. tę miksturę wlać do rosołu, zagotować raz jeszcze. Można zagęścić śmietaną z mąką, ale to wersja raczej na zimę.
Podawać gorącą z grzankami lub chlebkiem.

!!! Najlepiej smakuje zjadana przez 5 osób z jednej miski zagryzana podpłomykiem ok. północy w Krakowie w czasie sesji Warhammera. Gorąco polecam taki sposób konsumpcji!!!

Pomarańczowe - miodzio

0 komentarzy
Dla odmiany ciasto, które jest bardzo łatwe w przygotowaniu, ale strasznie czasochłonne. Jeśli zatem macie w planach mycie okien, prasowanie, sprzątanie i w międzyczasie możecie poświęcić odrobinę uwagi np. gotującym się pomarańczom - zapraszam do spróbowania.

Ciasto cieszyło się ogromną popularnością w czasach kawiarnianych (a i potem). Jest bezglutenowe, ale zawiera masę alergenów, więc jak komuś całą reszta nie przeszkadza, polecam dodać do bezglutenowego menu. Pomysł pożyczony od mysElf. Zdjęcie tytułowe autorstwa Ilony Zdziech.

CIASTO POMARAŃCZOWE:
* 3 dojrzałe pomarańcze o cienkiej skórce (wtedy krótsze gotowanie i mniejsza gorycz ciasta)
* 6 jajek
* 250 g zmielonych orzechów lub migdałów
* 1 szklanka cukru
* 1 łyżeczka proszku do pieczenia

Owoce włożyć do garnka, aby całe był przykryte wodą i gotować ok. 1-1,5 godziny, aż skórka będzie miękka. W czasie gotowania dolewać wody, żeby pomarańcze był cały czas przykryte. Gdy wystygną, pokroić na małe kawałeczki. W dużej misce wymieszać dokładnie orzechy, cukier, proszek i żółtka. Białka ubić na sztywną pianę. Owoce zmiksować blenderem na gładką masę, a następnie połączyć z orzechami. Całość ostrożnie i delikatnie wymieszać z białkami.

Tortownicę (składniki na 24-26 cm średnicy) wyłożyć folią lub papierem do pieczenia (osobiście polecam folię - lepiej się odkleja później od ciasta) - spód i boki (może nawet trochę wystawać poza brzegi tortownicy). Piec ciasto w 190 stopniach przez ok. 1 godzinę. Po wyłączeniu piekarnika, uchylić lekko drzwiczki i zostawić jeszcze ciasto w środku, żeby spokojnie doszło. Po dłuższym czasie, kiedy dokładnie wystygnie (najlepiej następnego dnia) otworzyć tortownicę i bardzo ostrożnie odsunąć folię z boków. Na wierzch przyłożyć płaski talerz lub tacę, na której będzie ciasto stało i razem z tortownicą odwrócić do góry dnem. Dopiero wtedy zdjąć folię do końca. Można wierzch lekko osuszyć ręcznikiem kuchennym (zazwyczaj zbiera się na nim trochę soku). Ja polewam jeszcze ciasto czekoladą i ozdabiam cukrowymi śnieżkami.


!!!RADA: w zależności od użytych orzechów można modyfikować smak ciasta. Najbardziej wyraziste są orzechy włoskie i ziemne - one dodadzą pomarańczom własnego aromatu. Neutralne (nie przytłoczą smaku pomarańczy, który będzie dominował) są orzechy laskowe lub migdały!!!

26 września 2011

Grasz w cynamon?

0 komentarzy
Oto ciasto, którego przygotowanie może zająć (w zależności od stopnia ześwirowania) od 15 minut do 15 miesięcy (sic!). Jako że ja jestem ześwirowana, mnie zajęło 15 miesięcy.
Przyczynę ilustruję obrazkiem:

A teraz wersja dla 15-minutowców:
* 200 g mąki
* 1 łyżeczka proszku do pieczenia
* 1-2 łyżeczki cynamonu(w zależności od użytych gruszek)
* 100 g masła
* 150 g cukru pudru
* 3 jajka
* 1/3 szklanki mleka
* gruszki cynamonowe (po ok 1-rocznym "przegryzieniu")lub 1-2 gruszki świeże
* 1/2 szklanki bułki tartej


Mąkę wymieszać z cynamonem i proszkiem, masło utrzeć z cukrem. Ucierając dodawać po 1 jajku na przemian z mąką. Gdy jajka i mąka się skończą - dodawać po trochu mleka na przemian z bułką.
Gruszki można pokroić w kosteczkę i wymieszać z ciastem (dobre wyjście do wersji muffinkowej - gdyby kogoś naszła ochota piec babeczki a nie ciasto) lub poukładać na wierzchu (lekko wciskając w ciasto). Piec ok. 35-45 minut.

23 września 2011

Belriso to cienka kiszka...

0 komentarzy
... przy mojej zapiekance ryżowej. Banał jakich wiele, ale smakuje mojej Żonie, jej bratu oraz dziadkowi, więc od czasu do czasu można. Jest to obiad, który robi się sam i, o zgrozo!, nie pasuje do niego piwo.
Ryż trzeba znaleźć, jabłka prażone lub dżem jabłkowy odszukać, mleko wydoić, cukier i cynamon zdobyć. Macie to wszystko? Najedzeni zatem będziecie.
Ryż trzeba ugotować, ale to każdy głupi się domyśli. Należy gotować na mleku, ale to dobre dla masochistów, co zamiast zajmować się śliczną żonką / dziewczyną / kochanką wolą stać przy garze i mieszać pulpę. Jeśli nimi nie jesteście, to gotujcie ryż na wodzie, aż będzie nieco twardawy. Odcedzić należy i dogotować na mleku z dodatkiem cukru waniliowego.
Do naczynia żaroodpornego wrąbcie pół ugotowanej pulpy ryżowej. Pokryjcie to litrem jabłek, dosypcie cynamonu. Resztą ryżu po wierzchu dziabnąć i tym dopełnić dzieła zniszczenia. Jeszcze polać to wszystko śmietaną i do piekarnika na jakieś 30 minut w temp. 170 stopni.

Zapiekanka ryżowa:
- 500 g ryżu
- mleko
- 1l jabłek prażonych / dżemu jabłkowego
- cukier waniliowy
- cynamon
- śmietana 18%

Amen.

Czekoladowo - bezglutenowo

0 komentarzy
Wczoraj zrobiliśmy dobry uczynek - upiekliśmy sernik i ciasto czekoladowe z chili z okazji cukierniczego kiermaszu charytatywnego. A dziś zamieszczam przepis, póki mam go w głowie i nie muszę posiłkować się ściągami.
 CIASTO CZEKOLADOWE Z CHILI

300 g czekolady (ja mieszam 200 g deserowej i 100 g mlecznej)
6 jajek
6 łyżek brandy lub koniaku
125 g masła
cukier puder do smaku i ubijania białek
chili (lub ostra papryka - dla mięciuchów)

Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej z masłem, żółtka utrzeć z połową cukru i wymieszać dokładnie z czekoladą, dosypać chili wedle uznania (ok. pół łyżeczki na pierwszy raz, potem można kombinować), wlać koniak.
Białka ubić z resztą cukru i wymieszać bardzo delikatnie, acz dokładnie.

Wylać do wysmarowanej i wysypanej mąką (albo w wersji dla bezglutenowców - mąką kukurydzianą) tortownicy. Piec najpierw przez 30 min. w 180 stopniach, a potem jeszcze 10 min. w 120 stopniach.


Po wyjęciu i wystudzeniu należy ostrożnie obkroić tortownicę, ciasto odwrócić do góry dnem i nożem oddzielić od dna (i uważać, bo się bardzo klei). Posypać wierzch kakao.

21 września 2011

Szwarcwald, jaaaa! Naturliś!

0 komentarzy

Lubię to ciasto, bo jest mokre, wisieńkowo orzeźwiające i niezbyt słodkie. Poza tym ładnie się prezentuje.

Ciemny biszkopt 20 cm:
3 jajka
1,5 łyżeczki octu
1,5 łyżeczki sody oczyszczonej
odrobina proszku do pieczenia (na czubku łyżeczki)
3/4 szklanki cukru
1 i 1/5 szklanki mąki
3 łyżki oleju
kakao

Białka oddzielić od żółtek, ubić na sztywno, dodać cukier – ubić. Żółtka wymieszać z sodą rozpuszczoną w occie, dodać do białek. Wlać olej, wsypać mąkę, proszek i kakao. Ubić na gładką masę. Upiec w tortownicy o średnicy co najmniej 20 cm (ok. 30 min w 180 stopniach). Po wystudzeniu przeciąć na pół.

Masa i dekoracja:
6 łyżek wiśniowki lub wódki wymieszanej z sokiem wiśniowym
1 słoik wiśni
3 łyżeczki mąki ziemniaczanej
1 op. cukru waniliowego
300 ml kremówki 36%
1 op. zagęstnika do śmietany
czekolada schłodzona w zamrażalniku lub wiórki czekoladowe (również schłodzone)

Biszkopt naponczować hojnie alkoholem i odłożyć, żeby się "przegryzł."
Wiśnie odsączyć, kilka najładniejszych odłożyć do dekoracji. Sok odlać do osobnego garnka, 3 łyżki soku wymieszać z mąką ziemniaczaną, resztę soku zagotować z cukrem waniliowym i dodać mąkę z sokiem.. Zagotować i doprowadzić do wrzenia, dodać wiśnie i wymieszać dokładnie. Ciasto przełożyć masą wiśniową.

Ubić śmietanę na sztywno i udekorować torcik (rozsmarować po wierzchu i bokach, posypać startą czekoladą, zrobić rozetki i powtykać w nie wiśnie).

Torcik odłożyć do lodówki, żeby śmietana stężała jeszcze, a ciasto nasiąknęło aromatem owoców.


RADA po wielokrotnym pieczeniu: przez ozdabianiem czekoladą warto porządnie schłodzić dłonie (porządnie - tzn. potrzymać je dłuższą chwilę pod strumieniem lodowatej wody). Oszczędzi to frustracji spowodowanej pozostającą na dłoniach czekoladą.

30 sierpnia 2011

Wschodnie pierogi biedowe

0 komentarzy
Raz na czas nachodzi mnie ochota na lepienie pierogów. Tak się stało i wczoraj.
Zazwyczaj przygotowuję pierogi wedle przepisu mojej Mamy, która to nauczyła się go od mojej Babci - mowa o pierogach z ziemniakami.
Mama wspominała, że jadała takie, jak się w gospodarstwie nie przelewało, czyli pewnie nierzadko. Babcia nadziewała je tym, co można z pola było przynieść. Z tych małych nieszczęść narodziły się pierogi, które na głowę biją wszystkie inne!
Dość tych wstępów, czas zakasać rękawy. Jak przypadło na pierogi biedowe, nie trzeba wiele składników: mąka, jajko, woda, sól, pieprz, ziemniaki, cebula i boczek - ten ostatni w wersji biedowej na bogato.
Ziemniory obieramy i trzemy jak na placki ziemniaczane. Cebulę kroimy w kostkę, tak samo boczek - oba składniki ładujemy na patelnię i zesmażamy. Potem dodajemy do tego starte ziemniaki, sól i pieprz i smażymy, póki się wszystko nie zetnie i przestanie zalatywać surowizną. Później niech się studzi.
Wodę zagotowujemy i używamy do sparzenia ok. 80 dkg mąki pszennej. Parzenie polega na tym, że polewamy i ciachamy pulpę nożem, aż większość mąki we wrzątku się wytarza. Dodajemy do tego jajko, sól i zaczynamy ugniatać ciasto. Podlewamy zimną wodą, jeśli wciąż jest za suche. 
Dalej to już monotonia: rozwałkować cienko ciasto, wykrawać kółka, nakładać nadzienie, zlepiać pieroga, itd. 
Pierogi gotujemy we wrzącej, osolonej wodzie. Należy ich pożałować i wyciągnąć z ukropu, jak zaczną pływać po powierzchni wody. 


Pierogi z ziemniakami:
- 1,2 kg ziemniaków
- 80 dkg mąki pszennej
- jajko
- woda
- 2 cebule
- 25 dkg boczku
- sól i pieprz 

P.S. Pierogów wychodzi duuużoooo! Po wystudzeniu można z powodzeniem nadwyżki zamrozić. 
P. P. S. Najlepsze pierogi są zesmażone na złoto. 

Serniczek z brzoskwiniami

0 komentarzy
Co prawda nie robię tak pysznych serników, jak moja mama, ale chyba powoli (bardzo powoli) zbliżam się do upragnionego celu.
Poniżej przepis na sernik z brzoskwiniami w 15 minut (nie licząc pieczenia oczywiście).
[Chytrze, chytrze. Zawsze wszędzie piszą, że zajmie to najwyżej moment, a potem się siedzi w kuchni, aż się osiwieje - Żaba]

CIASTO:
30 dag mąki
15 dag cukru
10 dag masła
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 jajka

Składniki ciasta zagnieść, rozwałkować i wyłożyć nim blachę nasmarowaną olejem i wysypaną mąką. Włożyć do lodówki, by się schłodziło.

SEREK:
1 kg sera (może być sernikowy albo zwykły - wtedy trzeba go przemielić)
2 jajka
olejek waniliowy
2-3 łyżki mąki ziemniaczanej lub 1 budyń waniliowy
0,5 - 1 szklanka cukru (w zależności od upodobań)
3 łyżki mleka
1/4 szklanki oleju


Składniki na serek wymieszać dokładnie na gładką masę i wylać na schłodzone ciasto. Dalej można postąpić dwojako:
1. Pokroić w plasterki brzoskwinie (1 puszka) i powtykać w serek, a następnie piec przez ok. 1 godzinę w 180 stopniach (aż wierzch się zarumieni)
2. Piec jak wyżej, a następnie schłodzić, wyłożyć na wierzch pokrojone w plasterki brzoskwinie i zalać tężejącą galaretką.

Tak czy inaczej - sernik z brzoskwiniami.

22 sierpnia 2011

Ocalić od zapomnienia

0 komentarzy

W jednej z książek o balkonowym ogródku znalazłam pomysł na zachowanie jesienią i zimą aromatu świeżych ziół.
Na pierwszy ogień poszła pietruszka, ale w ogólności:
Wybrane zioła należy poszatkować drobno, następnie wymieszać z niewielką ilością oliwy, która służyć będzie za klej i utrwalacz. Przełożyć najlepiej do foremki na lody (wstyd przyznać, ale okazało się, że mamy tylko woreczki, dlatego u nas mroziło się w foremkach na mini babeczki).

Gdy się już dobrze zamrożą, wyjąc delikatnie z foremek i przełożyć do szczelnego woreczka.

21 sierpnia 2011

Ty Buraku! Czyli jak dresa załatwić?

0 komentarzy

Jeśli kiedyś padliście lub zamierzacie paść ofiarą panów pytających się o Wasze problemy, to powiemy Wam jak ich załatwić - na zimno. Rzecz będzie o chłodniku. Ostatnio było o gazpacho, więc dzisiaj będzie prawie po litewsku.
Buraczki myjemy, wszak same mają problem z higieną. Ciachamy na ćwiartki i gotujemy al dente. Wystygnięte obdzieramy ze skóry i trzemy na grubo, ogórki zresztą też obieramy i ścieramy tak samo.
Koperek siekamy, czosnek wyciskamy i wszystko ładujemy w jeden garnek. Można ugotować jajko na twardo i podawać z chłodnikiem. Mieszać, schłodzić, żreć, schłodzić, żreć, itd. póki się nam nie skończy.


Chłodnik prawie litewski:
- 3 buraki
- 2 ogórce
- koperek
- 2-3 ząbki czosnku
- 1l kefiru
- 3 łyżki śmietany 18%
- jajko

UWAGA! Jeśli kolor nie będzie taki jak na zdjęciu, to nie wspomagamy chłodnika denaturatem! UWAGA!

Cukiniowie placki okulistyczne

1 komentarzy

Były ziemniaczane, pisaliśmy też o groszkowych, dziś przyszła pora na placki z cukinii! Cała trudność ich przyrządzenia polega na zdrowych oczach, albowiem składniki dodaje się na oko właśnie.
Jeśli plączą się Wam cukinie po kuchni lub okolicznym zieleniaku, to pochwyćcie je, obierzcie ze skórki i i zetrzyjcie na grubym oczku tarki. Myśmy mieli takie 30-centymetrowe potworki. Pół pracy za Wami!
Do cukinii dodajemy mokre, czyli jajka i śmietanę. UWAGA! Jeśli używacie mniejszych cukinii, a wszak małe jest piękne, to zmniejszcie ilość jaj i śmietany.
Dalej już trzeba dosypać przypraw i wycisnąć czosnek w zależności od upodobań. W ostatnim etapie walimy w michę mąką. Dodajemy jej tyle, by masa miała konsystencję gęstej śmietany. Moja Luba zawsze robi jeden testowy, jak udaje się go przewrócić podczas smażenia na drugą stronę, to znaczy, że jest cacy, jak nie, to walimy mąki jeszcze.
Rozgrzewamy olej na patelni i smażymy placuchy dokładnie tak samo jak ziemniaczane.



Placki cukiniowe:
- 2 cukinie
- 4 łyżki smietany 18%
- mąka
- czosnek
- 4 jajka
- pieprz i sól
- bazylia
- olej do smażenia

Jeśli placki wyjdą dobre, to znaczy, że z Waszymi oczami wszystko w porządku i możecie je zanieść na dowód okuliście.

19 sierpnia 2011

Pulp Fiction, czyli gazpacho andaluzyjskie w Krakowie

0 komentarzy

Nie ma co ukrywać, ta zupa zrobi Wam z mniej szlachetnej części pleców jesień średniowiecza! Jest idealna na upały, zdrowa, można poszpanować przed znajomymi znajomością kuchni hiszpańskiej i generalnie mucha nie siada. Nie siada, gdyż koty pożerają ją w kącie.
Trzeba wziąć warzywa i składniki, które są wypisane poniżej, a ja ich przepisywać nie będę, bom leniwy. Myjemy je, by usunąć warstwę potu ciężko pracujących dostawców i szykujemy nóż. Najsampierw pomidory sparzyć należy i obedrzeć ze skóry. Pisałem już, że będzie fajnie? Ogóra obieramy, papryki pozbawiamy gniazd nasiennych.
Odkładamy na bok 2 takie zmaltretowane pomidory oraz po 1/3 części ogóra, papryk i cebuli.
Resztę masakrujemy na pulpę. Blender bywa przydatny do tego. Paćkę zasilamy oliwą, octem, wyciśniętym czosnkiem i przyprawami. Mieszamy z delikatnością godną pieszczenia kobiecych piersi.
Tym warzywom, które oszczędziliśmy, nie dajemy się cieszyć wolnością. Ciachamy je na drobną kostkę. Wrzucamy je do pulpy i delikatnie mieszamy, już wiecie jak delikatnie. W zasadzie wszystko już gotowe, pozostaje tylko zafundować zupie epokę lodowcową między chłodzącym się piwem i gotowe.

Gazpacho kocio-andaluzyjskie:
- 1kg pomidorów
- papryka zielona i czerwona
- 1 ogór słusznych rozmiarów
- 1 cebula nie od parady
- 4-5 ząbków czosnku
- 5 łyżek oliwy
- 1 łyżka winnego
- pieprz i sól

Zauważyliście, że nie gotujemy tej zupki? W dobie rosyjskiego szantażu gazowego to nielicha jej przewaga.

17 czerwca 2011

Bakłażanowy orgazm

0 komentarzy
Pewnie już nikt nie czyta tego bloga, ale że ostatnio sprzedałem ten przepis kilku osobom, to zamieszczę. Bakłażanowy orgazm robi się makabrycznie prosto, zaś wrażenia smakowe są nie do opisania, trzeba własnogęb nie spróbować.
Potrzebujemy bakłażanów w ilości 1 na osobę. Takich średnich. Do tego ser żółty, pomidory, salami i czosnek.
Każdy bakłażan nacinamy wzdłuż co 1-1,5 cm. Owe nacięcia solimy i pozwalamy odpocząć ok. 30 minut. Potem dokładnie płuczemy i następnie osuszamy. Bakłażan powinien być teraz bez goryczki.
W międzyczasie sparzamy pomidory, kroimy je i pozbawiamy nasionek. Ser ciachamy w plastry.
Nadziewamy bakłażanowe naci ęcia na zmianę serem, salami i pomidorami, do każdego dodając czosnek pokrojony w plastry. Potem już tylko do piekarnika na 50 minut w 200 stopniach i smacznego.

Bakłażanowy orgazm:
- średnie bakłażany
- 2 pomidory na jeden bakłażan
- kilkanaście plastrów salami
- czosnek wedle uznania
- sól