Dziecięciem będąc, namiętnie piekłam ciastka fryzyjskie. Kiedy ostatnio wróciłam do tego przepisu, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego właściwie ciasteczka fryzyjskie tak się nazywają. Niestety Wujek Google niewiele potrafił mi powiedzieć na ten temat, a Ciocia Wiki przytacza tylko taką anegdotkę z życia Alfreda Wielkiego, króla Anglii: Asser przekazał nam z tego okresu opowieść jak Alfred uciekał przez Somerset Levels.
Znalazł wtedy schronienie u pewnej kobiety, która (nie poznawszy króla)
kazała mu pilnować piekących się ciastek. Alfred zadumał się jednak nad
nieszczęściami królestwa i zapomniał o ciastkach, które spaliły się.
Został za to zwyzywany przez kobietę po jej powrocie. Po zorientowaniu
się w tożsamości gościa kobieta zaczęła przepraszać. Wówczas król
odrzekł, że to on powinien prosić o wybaczenie.
Moje ciastka raczej nie mają wiele wspólnego z królem Alfredem ani przypalaniem się (choć to oczywiście jest dość proste do osiągnięcia), ale powiedzmy, że kupuję tę wersję.
Do zrobienia ciastek potrzebne będą:
* 200 g mąki
* 70 g cukru
* 125 g masła
* 1 opakowanie cukru waniliowego
* 1 żółtko
Do obtoczenia:
* 1 białko
* 50 g cukru
* 50 g posiekanych drobno orzechów włoskich
Składniki należy zagnieść na gładkie ciasto, podzielić na trzy części i uformować z nich wałeczki. Te wałeczki wstawić na pół godziny do zamrażalnika.
W międzyczasie roztrzepać białko i wymieszać cukier z orzechami.
Każdy wałeczek posmarować białkiem i obtoczyć w orzechach (mocno je wgniatając), a następnie pokroić na plastry i upiec w 180 stopniach. To wszystko. Pozostaje tylko zapytać rdzennych mieszkańców Fryzji, czy tak samo identyfikują się z tymi ciastkami jak Francuzi z fasolką po bretońsku.
27 października 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarzy:
Prześlij komentarz