Dziś jest taki dzień, że od rana na przemian śpimy, gramy, gotujemy, śpimy, gramy, żremy, gramy... w planach jest żarcie, granie i spanie. Z lenistwa wolałam nawet przeszukać stary blog w celu znalezienia kiedyś spisanej recepty na żarło niż pisać ją od nowa (poszłoby szybciej). To były czasy, gdy mieszkaliśmy na 21m2 na Bajecznej, a Robert Kubica jeździł w F1. Z okazji dnia leniucha, dnia deszczu oraz setnej rocznicy zatonięcia Titanica, przedstawiam Śniadanie (Obiad/Kolację) Mistrzów. A Robertowi zdrowia życzę.
Jeżeli czeka kogoś ciężki dzień albo zwyczajnie chce się najeść jak
stado olbrzymów, polecam coś, co oficjalnie nazywa się "Kiełbasa w
pikantnym sosie", ale jest to nazwa mało wyszukana i zupełnie
nieromantyczna, więc ja nazywam to "Śniadaniem Mistrzów." Kubica musi to
szamać przed każdym występem, jestem święcie przekonana.
A robi się to tak:
Obieramy
ze skórki +/- 40 dag kiełbasy (byle nie z tych podsuszanych) i kroimy w
plasterki. Dużą cebulę ciachamy w piórka albo kostkę (ja wolę kostkę -
nie lubię dużych kawałków cebuli) i podsmażamy na oleju, aż się zeszkli.
Na tarce z grubym oczkiem trzemy dwie średnie marchewki i dwie małe
pietruszki (albo jedną dużą, albo więcej marchewki - tu zostawiam
dowolność) i tak starte wsypujemy do smażącej się cebuli. Bierzemy
puszkę groszku, odcedzamy zalewę i wlewamy ją na warzywa. Dusimy
wszystko na małym ogniu, pod przykryciem, aż warzywa będą miękkie,
często mieszając. Przekładamy to do większego garnka, wlewamy dwie
szklanki soku pomidorowego, dwie łyżki pikantnego keczupu, łyżkę ostrej
musztardy (najlepiej sarepskiej - ona wypala gardło), pieprz i jedną łyżkę cukru (soli nie
trzeba, cała reszta jest dość słona), pokrojoną w kostkę papryczkę ze słoika, wsypujemy groszek i kiełbaskę,
mieszamy ładnie i gotujemy (też na małym ogniu, żeby się nie
przypaliło).
Podajemy gorące, ze świeżym, chrupiącym chlebkiem.
Luby
się zawsze obżera, oblizuje, a potem umiera przez godzinę, bo się
ruszać nie może. Nie wolno mi wtedy dotykać Jego brzucha, bo zaczyna mi
grozić niekontrolowanymi odruchami. Ale cieszę się, że mu smakuje.