15 kwietnia 2012

Kiełbasiane śniadanie mistrzów

Dziś jest taki dzień, że od rana na przemian śpimy, gramy, gotujemy, śpimy, gramy, żremy, gramy... w planach jest żarcie, granie i spanie. Z lenistwa wolałam nawet przeszukać stary blog w celu znalezienia kiedyś spisanej recepty na żarło niż pisać ją od nowa (poszłoby szybciej). To były czasy, gdy mieszkaliśmy na 21m2 na Bajecznej, a Robert Kubica jeździł w F1. Z okazji dnia leniucha, dnia deszczu oraz setnej rocznicy zatonięcia Titanica, przedstawiam Śniadanie (Obiad/Kolację) Mistrzów. A Robertowi zdrowia życzę.

Jeżeli czeka kogoś ciężki dzień albo zwyczajnie chce się najeść jak stado olbrzymów, polecam coś, co oficjalnie nazywa się "Kiełbasa w pikantnym sosie", ale jest to nazwa mało wyszukana i zupełnie nieromantyczna, więc ja nazywam to "Śniadaniem Mistrzów." Kubica musi to szamać przed każdym występem, jestem święcie przekonana.

A robi się to tak:
Obieramy ze skórki +/- 40 dag kiełbasy (byle nie z tych podsuszanych) i kroimy w plasterki. Dużą cebulę ciachamy w piórka albo kostkę (ja wolę kostkę - nie lubię dużych kawałków cebuli) i podsmażamy na oleju, aż się zeszkli. Na tarce z grubym oczkiem trzemy dwie średnie marchewki i dwie małe pietruszki (albo jedną dużą, albo więcej marchewki - tu zostawiam dowolność) i tak starte wsypujemy do smażącej się cebuli. Bierzemy puszkę groszku, odcedzamy zalewę i wlewamy ją na warzywa. Dusimy wszystko na małym ogniu, pod przykryciem, aż warzywa będą miękkie, często mieszając. Przekładamy to do większego garnka, wlewamy dwie szklanki soku pomidorowego, dwie łyżki pikantnego keczupu, łyżkę ostrej musztardy (najlepiej sarepskiej - ona wypala gardło), pieprz i jedną łyżkę cukru (soli nie trzeba, cała reszta jest dość słona), pokrojoną w kostkę papryczkę ze słoika, wsypujemy groszek i kiełbaskę, mieszamy ładnie i gotujemy (też na małym ogniu, żeby się nie przypaliło).
Podajemy gorące, ze świeżym, chrupiącym chlebkiem.


Luby się zawsze obżera, oblizuje, a potem umiera przez godzinę, bo się ruszać nie może. Nie wolno mi wtedy dotykać Jego brzucha, bo zaczyna mi grozić niekontrolowanymi odruchami. Ale cieszę się, że mu smakuje.

2 komentarzy:

Maciej Łukaszewicz pisze...

Dzisiaj robię.

Anna Radzikowska pisze...

Mam nadzieje, ze smakowalo (przepraszam za brak polskich znakow, tymczasowy problem).