Ta czekolada to mój smak dzieciństwa, przebłyski wspomnień, słodycz PRL-u, słoneczne niedziele w rodzinnym domu. Mleko w proszku w półprzezroczystej, niebieskiej folii było dość drogim rarytasem w lokalnym sklepie "u pani Skalskiej", dlatego nie codziennie gościła w naszym domu, ale jak już Tato zabierał się za kręcenie... nie mogłam się powstrzymać przed wpychaniem (wtedy jeszcze) paluszków w miskę.
Potrzebne będą:
* 1 opakowanie mleka w proszku
* kostka masła
* szklanka cukru
* pół szklanki wody
* kakao wedle upodobań (ja lubię dużo - kiedy czekolada jest ciemna i intensywna)
Masło, wodę i cukier rozpuścić trzeba w garnuszku i przelać do miski. Do jeszcze gorącego wsypać mleko i kakao i wymieszać na gładką masę - klasycznie pałką, ale lepsze efekty daje niestety użycie miksera, gdyż mniejsza jest szansa na grudki. Znak czasów, nad czym ubolewam, ale się temu poddaję.
Teraz właściwie zaczyna się pole do popisu, bo z czekoladą można robić różne rzeczy:
* jeść
* przełożyć nią andrut i jeść
* wymieszać z rodzynkami i jeść
* wylać na blaszkę, zastygniętą pokroić w kostkę i jeść
* uruchomić wyobraźnię, a potem zjeść
26 lutego 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarzy:
Prześlij komentarz