26 lutego 2012

Śmietankowe nadzienie do andrutu

Andrutem nazywa się w moich rodzinnych stronach (Żywiecczyzna) wafle suche, nienadziane, co spowodowało szok językowy u Żaby jakieś 7 lat temu, z którego nie może się otrząsnąć do dziś, ale przynajmniej wie, po co go posyłam do sklepu.

Nie będzie zdjęć, bo w tym przypadku nie mają sensu. Andrut jaki jest, każdy widzi. Tylko szybciutki przepis ukradziony Pchlej Teściowej, która z kolei podsłuchała go w sklepie, a że ma ucho, rękę i doświadczenie gastronoma, to zapamiętała i podała dalej.
Korzystam z niego co jakiś czas, bo jest błyskawiczny, a wafelek równie błyskawicznie pożerany przez Żabę.

Pół kostki masła roztopić z połową szklanki cukru, do tego dorzucić jeszcze 3 łyżki kwaśnej śmietany ("osiemnastki"). Wymieszać na gładką masę z jedną torebką śmietanki do kawy w proszku. Takim nadzieniem przełożyć wafle, a następnie obciążyć je najlepiej dwoma tomami "Kuchni polskiej" dowolnego autorstwa.

!Mała rada: Andrut ma dwie strony, z których jedna ma głębsze żłobki, a druga płytsze. Żeby nie wpaść we frustrację i nie zmarnować przed czasem całej masy, polecam smarować stronę z płytszymi wgłębieniami, a przykrywać tą drugą. Niby oczywiste, ale pisze na wszelki wypadek!

0 komentarzy: