Jakby to rzec... uczymy się. Próbujemy. Pewnego pięknego dnia Żaba podsumował nasze starania takim oto zdaniem: "Zapewniliśmy sobie trzy lata romantycznych wieczorów. Ja, ty, księgowość." W gąszczu reguł i zadań jedzenie stawało się chwilami jedynie przerywnikiem mającym na celu dostarczenie paliwa na dalszą jazdę. Dlatego też zaczęliśmy uprawiać naszą własną wersję "15 minut Jamiego". Jest zatem "15 minut na Odrzańskiej", a dziś odcinek pierwszy - sałatka z kurkami.
Potrzebne będą (dla 2 osób):
* 200 g kurek
* 200 g sałat (kupiliśmy mix; dopatrzyłam się cykorii, lodowej, rukoli, chyba roszpunki i pewnie czegoś jeszcze)
* 200 g boczku
* 3 łyżki masła
* oliwa do podlania sałaty
* pieprz, sól
* 1 malutka papryczka chili (wzięliśmy ususzoną)
Kurki kroimy na niewielkie kawałki i podsmażamy na maśle z odrobiną soli i pokruszoną papryczką. Boczek kroimy w kostkę i smażymy na skwareczki na osobnej patelni. Potem wszystko wrzucamy do michy z sałatą i mieszamy dokładnie. Doprawiamy solą i pieprzem, jeśli taka wola kubków smakowych.
Pewnie byłaby lepsza, gdyby się przegryzła trochę w lodówce, ale dostaliśmy takiego ślinotoku, że pożarliśmy natychmiast wszystko.
2 listopada 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarzy:
Prześlij komentarz