Z tym drożdżowymi to jest trochę jak z muffinkami - zazwyczaj robione "na winie" lub w przypadku całkowitej absencji weny twórczej (a coś by się zjadło). Albo też kiedy przyjdzie mi do głowy jakieś smakowe połączenie, a nie wiem, gdzie by było je najbezpieczniej wypróbować - wówczas do akcji wkracza drożdżówka.
Obowiązkowo:
* pół kostki drożdży (ok. 5 dag)
* mąka
* mleko
* cukier (mniej lub więcej)
* 2 jajka
* sól
* pieprz
* zioła suszone
Ok. 100-200 ml mleka podgrzać do temperatury pokojowej, rozmieszać w nim drożdże, 1 łyżeczkę cukru i 1 łyżeczkę mąki. Tak przygotowany zaczyn posypać po wierchu mąką, przykryć ściereczką i zostawić w ciepłym miejscu. Nadzorować proces rośnięcia, bo potrafi to robić iście szaleńczo.
Bierzemy jedną wyrośniętą kulę i rozwałkowujemy bardzo cieniutko. Ja pomagam sobie rękami, unosząc je i rozciągając jak na pizzę, bo nie mam aż tyle siły. A cienkie drożdżowe ważne jest, żeby po upieczeniu było więcej nadzienia niż ciasta.

Piecze się ok. 20-25 minut w 180 stopniach. Zjada jak najszybciej (najlepsze są oczywiście prosto z pieca). Ale i drugiego dnia można się posilić przy małej pomocy mikrofali.
A teraz moje ulubione nadzienia:
* jabłuszka z cynamonem
* masło cynamonowo-cukrowe (pół kostki masła + 2 łyżeczki cynamonu + cukier; cudownie się rozpuszcza w czasie pieczenia)
* czekolada z kokosem
* serowo-cytrynowe (twarożek z sokiem i skórką cytrynową, doprawiony cukrem)
* pikantne: z masłem czosnkowym i bazylią (pół kostki masła + 6 ząbków czosnku + suszona bazylia)