Ponoć blogi to rodzaj współczesnego ekshibicjonizmu, niechaj więc będzie. Czynię wyznanie. Poniosłam kulinarną klęskę w niedzielny wieczór. Żaba pięknie oczyścił skórki pomarańczowe z albedo, syrop już powoli zaczynał się krystalizować, pomyślałam "Co tam, jeszcze pięć minut im damy". Pięć minut! Wszystkiemu winne pięć minut i drugi sezon "American Horror Story"... Tylko tyle było trzeba, aby mieszkanie pokryło się grubym kożuchem czarnego dymu, a rondelek nadawał się tylko do wyrzucenia. Stąd rada na początek: przy kandyzowaniu, jak przy staraniu się o potomstwo, powinniśmy być obecni od początku do końca.
* 2 pomarańcze
* pół kubka wody
* pół kubka cukru
Z pomarańczowej skórki dokładnie zdjąć gorzkie albedo (biała wewnętrzna część), pokroić ją na paseczki. W garnuszku roztopić wodę i cukier, wrzucić skórkę pomarańczową. Gotować ok. pół godziny, mieszając co jakiś czas. Na początku piana zacznie tworzyć się po bokach, a syrop będzie miał dość rzadką konsystencję. Po dłuższym czasie, kiedy piana będzie się tworzyć równo na całej powierzchni, a syrop wyraźnie zgęstnieje i będzie szybko zastygał na łyżeczce do mieszania, należy wyłączyć palnik i zdjąć skórkę. Odstawić na chwilę, aby mikstura się nieco "uspokoiła" i przestała wrzeć. Skórkę wyłożyć na folię do wystygnięcia, a następnie schować do szczelnego pojemnika.
P.S. Garnek zalać natychmiast woda, aby syrop nie stężał (niestety pierwszy rondel udało mi się skutecznie "zabić").